środa, 15 października 2014

Gloria maska do wlosow

Legenda nad legendami, prawie zaniemowilam, kiedy zobaczylam ja na polce w supermarkecie.
W sumie jest to duzo halasu o nic, czyli tak samo, jak z wiekszoscia internetowych hitow. Gloria jest ok, ale cudow nie robi. Wlosy sa po nie ladne, ale czyna dluzsza mete, przy tym skladzie, ma szanse rzeczywiscie wplynac na ich kondycje? Watpie. Opakowanie zuzylam szybko, bo maska jest przyzwoita, ale raczej do niej nie wroce.


(W tle - plastikowa zielen domkow kempingowych w samym centrum Krynicy Morskiej. Zdecydowanie nie polecam, wlasciciel doprowadzil nas do rozstroju nerwowego a mnie przy okazji do utraty paru pamiatek, bo jego super inteligentny zespol sprzatajacy, zlozony z zony i szwagierki, wyczyscil lazienke w trakcie naszego pobytu i wypieprzyl nasze rzeczy do smieci - oczywiscie, bez pokrycia kosztow tychze).

środa, 21 maja 2014

3 oil therapy

Tak sie wkrecilam w poszukiwania kultowej odzywki Garniera, ze posciagalam najrozniejsze jej wersje, z roznych zakatkow globu.

Tutaj opcja na Indie. Bardzo mocno dociazajaca i odzywcza - wiadomo, oleje itp. Opakowanie zuzyte z przyjemnoscia, choc pod koniec wlosy bywaly przekarmione. Ogolnie jednak super.

 


piątek, 16 maja 2014

Lief! zel pod prysznic dla dzieci


Mamy tutaj w Holandii bardzo popularna firme lief!, sprzedajaca wszystko, od gadzetow po ubrania - przyznam, ze, jako fanka Oilily, bardzo tez lubie ich estetyke. Firma specjalizuje sie w nieletnich i oprzyzadowaniu do nich; czesto ichnie produkty kupowane sa jako "gifty" dla nowonarodzonych.


I tak wyglada, wg lief!, zel do mycia dzieci od wieku O. Producent bardzo sie cieszy, ze moze nam dostarczyc tak wspanialy produkt, odpowiedni do skory dziecka: nie ma tu barwnikow, silikonow, alergizujacych zapachow, parabenow i parafiny. Za to jest Sodium Laureth Sulfate, na drugim miejscu zaraz za woda. Rece (i wiara w ludzi) opadaja.

czwartek, 15 maja 2014

Himalaya Herbals, Purifying Neem tonik


Tonik z gatunku: kupowalabym, bo dziala, gdyby tylko inaczej pachnial. Przez moment myslalam, ze udziela mi sie zapachowa alergia mojego meza. Ale kiedy moj kilkulatek zapytal, co to za zapach, musialam przyznac sama przed soba: ten tonik smierdzi. I nie chodzi tu o zapach ziol, ale o tania Przemyslawke, meczace meskie perfumy, zionace "swiezoscia" ogorka, mydlem i jakimis oceanicznymi nutami. Tragedia. 
 

Tragedia tym bardziej, ze tonik w sposob lagodny i niedrazniacy rzeczywiscie dawal popalic temu, czego na twarzy nie chce sie miec. Nawet na gebie podraznionej wylinka retinoidowa dawal rade: nie piekl, a nawiedzajace bakteryjne towarzystwo trzymal w ryzach. Nie czyscil za to zaskornikow.
 

Aqua, Citrus Medica Limonum Peel Extract, Vetiveria Zizanoides Root Extract, Polysorbate 20, Glycerin, Melia Azadirachta Leaf Extract, Parfum, Phenoxyethanol & Methylisothiazolinone, Symplocos Racemosa Bark Extract, Benzoic Acid, Menthol, Linalool, Limonene, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexane Carboxaldehyde, Geraniol, Coumarin, Citral, Benzyl Salycilate, Benzyl Benzoate. 

środa, 14 maja 2014

Fructis nutri repair 3


 Kupiona na fali poszukiwania polskiego odpowiednika Garniera z Karite; jak juz zaczelam szalec z Fructisami, zakupilam tez ta odzywke "bez splukiwania". Sklad ma zreszta bardzo podobny do wersji "do splukiwania". 

Uzywana zgodnie z przeznaczeniem, okazala sie byc naprawde swietnym produktem, aczkolwiek niepozbawionym wad. Przed wszystkim mocno dociazala wlosy i chronila je przed puszeniem. Intensywnie odzywiala i nawilzala, klaki dawaly wrazenie opitych woda i bardzo dlugo po jej uzyciu schly (przypominam, wysokoporowate wlosy). 


Z tych samych powodow, latwo bylo ja przedawkowac: wlosy potraktowane pelnym rytualem odzywczo-nawilzajacym (olej + aloes na noc, emuglowane maska, z odzywka d/s po myciu), po dodaniu na koncu tej maski stawaly sie wrecz oblepione, posklejane i bez zycia. Idealny produkt na te dni, kiedy wlosy nie dostaly swojej porcji natluszczaczy czy pozadnej maski kilka myc z rzedu. 

Najwieksza,najpowaniejsza wada jest natomiast jej zapach, utrzymujacy sie minimum 24 godziny (i mowie to ja, zapachowy slepiec) duszacy i slodki. W praktyce uzywanie jej przy alergiku zapachowym bylo niemozliwe, bo po 12tu godzinach od mycia wlosow nadal przy kazdym ruchu glowa roztaczamy obloczek zapachu. Z tego powodu nie kupie jej wiecej.

 


wtorek, 13 maja 2014

Zmywacz no name

Najgorszy zmywacz, jakiego uzywalam. W srodku gabka, kruszaca sie po kilku uzyciach i plyn, ktory juz po jednorazowym uzyciu potrafil zmasakrowac moje paznokcie (odbarwiona, porozdwajana plytka).


Sklad ma teoretycznie neutralny, smiem jednak przypuszczac, ze niezgodny ze stanem aktualnym. Czemu? Ano temu, ze teoretycznie to aceton, woda i gliceryna, w praktyce jednak zmywacz ma bardzo intensywny zapach tanich perfum, nieuwzglednionych w liscie. Kto wie, co jeszcze w nim siedzi... 


Poniewaz byl naprawde tani, kupilam kilka opakowan, ale po tym, co zrobilo mi pierwsze, boje sie testowac reszte. 

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Gosh, Forever Eyeshadow


 Poszlam do sklepu po cien w kredce L'oreal, wiec oczywiscie wyszlam z innym. Gosh zachwycil mnie na wejsciu cena (sklep likwidowal szafe, wszystko za 2.5 euro), pozniej kolorami (neutralniejsze, niz L'oreala) a na koncu trwaloscia. Tych cieni nie zmoglo na mojej rece nic.


Najpierw kupilam trzy sztuki, by kolejnego dnia wrocic po dwie kolejne. 
Kredko-cienie zapowiadaja sie rewelacyjnie. maja bardzo nasycone kolory, daja sie latwo blendowac i dlugo pozostaja nienaruszone na powiece.





Od gory: 
Plum 
Grey
Brown
Silver Rose
Beige


Od kilku dni maluje sie nimi prawie codziennie, bo pozwalaja na wykonanie naprawde fajnego, wyrazistego makijazu w doslownie dwa machniecia kredka.


niedziela, 27 kwietnia 2014

Estee Lauder Christmas Edition 2013


Ja wiem, ze o tej porze roku, zaraz po wielkanocy, pokazywanie gift setow bozonarodzeniowych mija sie z celem. Ale o tej porze roku sa one tez duzo tansze. Juz drugi rok z rzedu przymierzalam sie do takiego pudelka, ale cena prawie 90 euro skutecznie mnie odstraszyla. Dlatego, gdy pojawila sie okazja kpienia go za 25, dlugo sie nie zastanawialam (wyprzedaz kolekcji + voucher na 5 euro).

Czarny kuferek (typowa dla Estee, okrrropna imitacja skory - mam od nich kosmetyczke, od chyba 10 lat, z dokladnie takiego samego materialu).


Zawartosc jak najbardziej wynagradza design:



miniatury:
jednego z moich ulubionych kremow,
lakieru (piekny kolor, koszmarny pedzelek),
kredki
regularna wielkosc:
trzy pomadki, jak zwykle bywa ze mna i Estee, kolory zupelnie nie moje,
neutralny blyszczyk,
maskara
plyn do demakijazu oczu



oraz creme de la creme, dwie palety (teoretycznie dzienna/nocna), jedna z brazerem (cegielka, a jakze), druga z rozem (zbyt mocnym). 


Z kupowaniem tego typu zestawu jest jak z paletami: kupujac, czlowiek sam nie wie, ile z tego wykorzysta. Po dokladniejszym zapoznaniu z oferta (tzn wymacaniu wszystkiego w domu) okazuje sie, ze w najlepszym razie polowa jest nie dla nas (w moim wypadku roz, brazer i pomadki, zasadniczo nie potrzebowalam tez 7mej maskary i kolejnej czarnej kredki). Biorac jednak pod uwage, ile za calosc zaplacilam, uwazam, ze jak najbardziej zestaw wart byl swojej ceny. Jednoczesnie wiem, ze na pewno nie kupie go w regularnej cenie w przyszle Swieta.


Ku mojej wlasnej pamiec, zebym za pol roku pamietala, co kupilam: 



 

czwartek, 24 kwietnia 2014

L'oreal Arginine


W ramach walki z wypadaniem wlosow, zapoznalam sie blizej z tymze produktem L'oreala.  Mialam nadzieje, ze bedzie dzialal tak, jak ampulki, pozostajac prz tym duzo tanszym. Choc nadal drogim - normalna cena u mnie to 10 euro, moje kupione wyprzedazowo za 2.5 (jednorazowa okazja), nijak sie ta cena ma do Polskiej (circa 3.8 centow)
 

Na plus moge mu zaliczyc to, ze dziala: moje wlosy po farbowaniu dostaly wscieklizny i zaczely leciec garsciami. L'oreal exodus powstrzymal, ALE. Bardzo zastanawialam sie, czemuz moje wlosy nagle zaczely sie prztluszczac jak dzikie. Doszlam do wniosku, ze wina musi lezec w nowym szamponie badz tez fakcie codziennego wcierania L'oreala. Nie wiem, czy to hydrogenated castor wax? czy sam denat? czy w koncu sam masaz skory?
 

Co by to nie bylo, opakowanie zuzyam w mgnieniu oka. Najwieksza zaleta tej wcierki jest sam dozownik - nie mialam niczego z lepszym. 

 

środa, 23 kwietnia 2014

Mydla oliwkowe (tureckie)


Od kiedy moi tesciowie kupili sobie, w ramach hobby, plantacje oliwek, zapanowal u nas w domu prawdziwy dobrobyt oliwkowy. Tesciowie zawsze przywoza z okolic gaju oliwnego, czyli Sarkoy, lokalne produkty. Moje ulubione to mydla. 


Nie sa to mydla typu Aleppo, tzn w skladzie maja li  i jedynie oliwki. Dzieki temu nadaja sie do codziennej, calorocznej pielegnacji calego ciala, bo charakteryzuja je glownie silne wlasciwosci nawilzajace.
 
na pierwszym  miejscu skladu oliwa z oliwek, pozniej inne oleje (palmowy), i dodatkowe skladniki, robiace z mydla mydlo ;)
Dwa pierwsze na zdjeciach to mydla de luxe, zapakowane w folie, z nalepka z nazwa producenta i skladem. Sa nieco drozsze niz te najtansze, kupowane na targu od babinki z chusta:
 

te najtansze to najczesciej rodzinna produkcja, kupuje sie wiec je bezposrednio od poducenta. Kosztuja w granicach 1 liry badz mniej, czyli nieco powyzej zlotowki (w Holandii sa sprzedawane w okolicach 3-4 euro za sztuke -- najmniej).
 

Uzywam tych mydel do mycia twarzy i calego ciala, bo wysuszaja zdecydowanie mniej, niz zele pod prysznic, no, i lubie miec swiadomosc tego, ze stosuje to samo, co antyczne Greczynki i inni mieszkancy okolic :) No, i jezeli moge obejsc koncerny i wspierac lokalna produkcje, dlaczego nie? Mydla do tego swietnie sie prezentuja wylozone na szklanej tacy, jako dekoracja lazienki. Zawsze mam na stanie dosc spory zapas i jest to jeden z moich must-have.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Glycerona, Hand & Nail cream


Powinno sie to nazywac: "a w Holandii lubie..". Glycerona to taka tutejsza wersja polskiego kremu z gliceryna z kiosku Ruchu. Tania, skuteczna, wydajna, nawilza i odzywia, nie robiac krzywdy. Lubie ja do tegso stopnia, ze powinnam moze zaczac kolekcjonowac zapasy.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Invisibobble


Kupione pare miesiecy temu w sklepie fryzjerskim, przy okazji zamawiania kolejnego TT. Zalapalam sie na invisi bobble zanim zaczal sie na nie blogowy boom, podeszlam wiec do nich z duza doza rezerwy, bo do konca nie wiedzialam, czego sie po nich spodziewac.

  

Okazaly sie byc swietnym produktem, bo  trzymaja na mur beton, pozwalajac sie przy tym bez walki zdjac z wlosow. Mozna nimi zalapac koncowke warkocza (nawet tak mysia, jak moja) i rano obudzic sie z gumka nadal na miejscu.




Mozna nimi motac zaolejowane koczki. Swietnie nadaja sie do robienia kitek na treningi, bo w przeciwienstwie do moich poprzednio uzywanych gumek z silikonem, pozwalaja na pewna swobode ruchu wlosa, a przez to, przy np biegu, nie wyrywaja klakow.


W oczekiwaniu na przesylke zakupilam takze fejkowa wersje w roskosznym blekicie, i roznica jest znaczna: podrobki sa grubsze, mniej elastyczne, nie sa tez tak gladkie.

 

Sa ciezsza i nieco wyrywaja kudly, a ich sklejenie jest niechlujne, co moze niszczyc wlosy - Invisi Bobble sa sklejone na gladko (przynajmniej moje 2 sztuki - trzecia od razu zgubilam).
 

Ogolnie uwazam je za bardzo udany zakup, moze niekoniecznie najtanszy, jednak przy cenach holendeskich zwyklych gumek roznica nie jest tak straszna, jak w zlotowkach (w Holandii nie ma panow na ryneczku z wszelkim tanim chinskim dobrem).