wtorek, 8 kwietnia 2014

Chanel, Les 4 ombres Tisse Rivoli

Sama nie wiem, co mozna by tu napisac. Tak wygladaja nowe czworki Chanel, kolor 226 Tisse Rivoli. Do mojego aktualnego, tragicznego burgnundu na wlosach pasuja jak znalazl.


Opakowanie jak opakowanie, woreczek jak woreczek, nie ma sie nad czym rozpisywac - lubie te detale, ale wiem, ze sa one dodawane tylko po to, zeby czlowiek mial poczucie usprawiedliwienia dla wydania prawie trzech stow na obiekt tak niezbedny zyciowo, jak cienie do oczu (ktore  i tak sie nie zmieszcza w szufladzie z makijazem).

 
  
Kolory przygaszone, intensywnosc dobra, ale dzienna - nie sa to cienie dajace plaska plame intensywnego koloru (dziekiborze). Dla mnie makijaz to cos, co sie robi rano, a o czego sukcesie stanowi niewsadzenie sobie palca (ewentualnie pedzla, jak uda mi sie wstac tych 5 minut wczesniej) do oka.

Gdybym byla fanka makijazy z gatunku "pomaluje sie, zeby zrobic fotke na bloga", tudziez gwiazda estrady czy innych Red Light District (chociaz u mnie w Miasteczku inaczej sie ta dzielnica chyba nazywa)* pewnie bylabym rozczarowana. Jako pracujaca mama w wiecznym niedoczasie, jestem zachwycona. 

 

Skad wiec brak entuzjazmu? Mam od jakiegos czasu pewne przemyslenia natury moralno-zakupowej. Z coraz wieksza apatia patrze na sklepy, blogi i reklamy, wszystko to, co ma mnie przekonac, ze bez kolejnych cieni (pomadek, lakierow, torebek, butow) jestem niepelnowartosciowym czlowiekiem, ze nie moge byc szczesliwa, nie majac arsenalu na wpol przeterminowanych kosmetykow. Ta paletka cieni zostala kupiona z kuponami z Douglasa, fakt. Ale jednak zastanawiam sie caly czas, czy byla mi ona na pewno potrzebna?



* codziennie w drodze do pracy przejezdzam kolo pan prostytutek, stad tez pewne trendy makijazowo - odziezowe kojarza mi sie dosc jednoznacznie (buty na koturnach, na ten przyklad).  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz