poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Gosh, Forever Eyeshadow


 Poszlam do sklepu po cien w kredce L'oreal, wiec oczywiscie wyszlam z innym. Gosh zachwycil mnie na wejsciu cena (sklep likwidowal szafe, wszystko za 2.5 euro), pozniej kolorami (neutralniejsze, niz L'oreala) a na koncu trwaloscia. Tych cieni nie zmoglo na mojej rece nic.


Najpierw kupilam trzy sztuki, by kolejnego dnia wrocic po dwie kolejne. 
Kredko-cienie zapowiadaja sie rewelacyjnie. maja bardzo nasycone kolory, daja sie latwo blendowac i dlugo pozostaja nienaruszone na powiece.





Od gory: 
Plum 
Grey
Brown
Silver Rose
Beige


Od kilku dni maluje sie nimi prawie codziennie, bo pozwalaja na wykonanie naprawde fajnego, wyrazistego makijazu w doslownie dwa machniecia kredka.


niedziela, 27 kwietnia 2014

Estee Lauder Christmas Edition 2013


Ja wiem, ze o tej porze roku, zaraz po wielkanocy, pokazywanie gift setow bozonarodzeniowych mija sie z celem. Ale o tej porze roku sa one tez duzo tansze. Juz drugi rok z rzedu przymierzalam sie do takiego pudelka, ale cena prawie 90 euro skutecznie mnie odstraszyla. Dlatego, gdy pojawila sie okazja kpienia go za 25, dlugo sie nie zastanawialam (wyprzedaz kolekcji + voucher na 5 euro).

Czarny kuferek (typowa dla Estee, okrrropna imitacja skory - mam od nich kosmetyczke, od chyba 10 lat, z dokladnie takiego samego materialu).


Zawartosc jak najbardziej wynagradza design:



miniatury:
jednego z moich ulubionych kremow,
lakieru (piekny kolor, koszmarny pedzelek),
kredki
regularna wielkosc:
trzy pomadki, jak zwykle bywa ze mna i Estee, kolory zupelnie nie moje,
neutralny blyszczyk,
maskara
plyn do demakijazu oczu



oraz creme de la creme, dwie palety (teoretycznie dzienna/nocna), jedna z brazerem (cegielka, a jakze), druga z rozem (zbyt mocnym). 


Z kupowaniem tego typu zestawu jest jak z paletami: kupujac, czlowiek sam nie wie, ile z tego wykorzysta. Po dokladniejszym zapoznaniu z oferta (tzn wymacaniu wszystkiego w domu) okazuje sie, ze w najlepszym razie polowa jest nie dla nas (w moim wypadku roz, brazer i pomadki, zasadniczo nie potrzebowalam tez 7mej maskary i kolejnej czarnej kredki). Biorac jednak pod uwage, ile za calosc zaplacilam, uwazam, ze jak najbardziej zestaw wart byl swojej ceny. Jednoczesnie wiem, ze na pewno nie kupie go w regularnej cenie w przyszle Swieta.


Ku mojej wlasnej pamiec, zebym za pol roku pamietala, co kupilam: 



 

czwartek, 24 kwietnia 2014

L'oreal Arginine


W ramach walki z wypadaniem wlosow, zapoznalam sie blizej z tymze produktem L'oreala.  Mialam nadzieje, ze bedzie dzialal tak, jak ampulki, pozostajac prz tym duzo tanszym. Choc nadal drogim - normalna cena u mnie to 10 euro, moje kupione wyprzedazowo za 2.5 (jednorazowa okazja), nijak sie ta cena ma do Polskiej (circa 3.8 centow)
 

Na plus moge mu zaliczyc to, ze dziala: moje wlosy po farbowaniu dostaly wscieklizny i zaczely leciec garsciami. L'oreal exodus powstrzymal, ALE. Bardzo zastanawialam sie, czemuz moje wlosy nagle zaczely sie prztluszczac jak dzikie. Doszlam do wniosku, ze wina musi lezec w nowym szamponie badz tez fakcie codziennego wcierania L'oreala. Nie wiem, czy to hydrogenated castor wax? czy sam denat? czy w koncu sam masaz skory?
 

Co by to nie bylo, opakowanie zuzyam w mgnieniu oka. Najwieksza zaleta tej wcierki jest sam dozownik - nie mialam niczego z lepszym. 

 

środa, 23 kwietnia 2014

Mydla oliwkowe (tureckie)


Od kiedy moi tesciowie kupili sobie, w ramach hobby, plantacje oliwek, zapanowal u nas w domu prawdziwy dobrobyt oliwkowy. Tesciowie zawsze przywoza z okolic gaju oliwnego, czyli Sarkoy, lokalne produkty. Moje ulubione to mydla. 


Nie sa to mydla typu Aleppo, tzn w skladzie maja li  i jedynie oliwki. Dzieki temu nadaja sie do codziennej, calorocznej pielegnacji calego ciala, bo charakteryzuja je glownie silne wlasciwosci nawilzajace.
 
na pierwszym  miejscu skladu oliwa z oliwek, pozniej inne oleje (palmowy), i dodatkowe skladniki, robiace z mydla mydlo ;)
Dwa pierwsze na zdjeciach to mydla de luxe, zapakowane w folie, z nalepka z nazwa producenta i skladem. Sa nieco drozsze niz te najtansze, kupowane na targu od babinki z chusta:
 

te najtansze to najczesciej rodzinna produkcja, kupuje sie wiec je bezposrednio od poducenta. Kosztuja w granicach 1 liry badz mniej, czyli nieco powyzej zlotowki (w Holandii sa sprzedawane w okolicach 3-4 euro za sztuke -- najmniej).
 

Uzywam tych mydel do mycia twarzy i calego ciala, bo wysuszaja zdecydowanie mniej, niz zele pod prysznic, no, i lubie miec swiadomosc tego, ze stosuje to samo, co antyczne Greczynki i inni mieszkancy okolic :) No, i jezeli moge obejsc koncerny i wspierac lokalna produkcje, dlaczego nie? Mydla do tego swietnie sie prezentuja wylozone na szklanej tacy, jako dekoracja lazienki. Zawsze mam na stanie dosc spory zapas i jest to jeden z moich must-have.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Glycerona, Hand & Nail cream


Powinno sie to nazywac: "a w Holandii lubie..". Glycerona to taka tutejsza wersja polskiego kremu z gliceryna z kiosku Ruchu. Tania, skuteczna, wydajna, nawilza i odzywia, nie robiac krzywdy. Lubie ja do tegso stopnia, ze powinnam moze zaczac kolekcjonowac zapasy.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Invisibobble


Kupione pare miesiecy temu w sklepie fryzjerskim, przy okazji zamawiania kolejnego TT. Zalapalam sie na invisi bobble zanim zaczal sie na nie blogowy boom, podeszlam wiec do nich z duza doza rezerwy, bo do konca nie wiedzialam, czego sie po nich spodziewac.

  

Okazaly sie byc swietnym produktem, bo  trzymaja na mur beton, pozwalajac sie przy tym bez walki zdjac z wlosow. Mozna nimi zalapac koncowke warkocza (nawet tak mysia, jak moja) i rano obudzic sie z gumka nadal na miejscu.




Mozna nimi motac zaolejowane koczki. Swietnie nadaja sie do robienia kitek na treningi, bo w przeciwienstwie do moich poprzednio uzywanych gumek z silikonem, pozwalaja na pewna swobode ruchu wlosa, a przez to, przy np biegu, nie wyrywaja klakow.


W oczekiwaniu na przesylke zakupilam takze fejkowa wersje w roskosznym blekicie, i roznica jest znaczna: podrobki sa grubsze, mniej elastyczne, nie sa tez tak gladkie.

 

Sa ciezsza i nieco wyrywaja kudly, a ich sklejenie jest niechlujne, co moze niszczyc wlosy - Invisi Bobble sa sklejone na gladko (przynajmniej moje 2 sztuki - trzecia od razu zgubilam).
 

Ogolnie uwazam je za bardzo udany zakup, moze niekoniecznie najtanszy, jednak przy cenach holendeskich zwyklych gumek roznica nie jest tak straszna, jak w zlotowkach (w Holandii nie ma panow na ryneczku z wszelkim tanim chinskim dobrem).
 

czwartek, 17 kwietnia 2014

Effaclar tonik

Projekt denko. Sie nie polubilismy, glownie dlatego, ze kolega podraznial i nie za bardzo robil cokolwiek innego. Denat obecny jak najbardziej i wyczuwalny, a jakze. Zapachu na szczescie malo, aczkolwiek jest.


Mialam nadzieje na podczyszczajace (do konkretow mam retinoidy) dzialanie kwasow, jednak tutaj jest ich albo za malo, albo w zlym otoczeniu.  

środa, 16 kwietnia 2014

Pliski prosze!

Zastanawiam sie czasami przegladajac kobieca prase, dlaczego wielkie koncerny decyduja sie na kopiowanie pomyslow kolegow po fachu, pomyslow juz wczesniej wykorzystanych. Czy chodzi o odzwierciedlenie aktualnych trendow przy pomocy - badz co badz ograniczonych - srodkow (kobieta - zapach - dlugie wlosy - suknia - cialo)? Czy o wykorzystanie prostej zasady muzycznych preferencji inz. Mamonia, czyli sympatii dla tego, co wydaje nam sie, potencjalnym kupujacym, dziwnie znajome?
Przyklady? Z zaskoczeniem zobaczylam dzis reklame nowej wariacji zapachowej na 2014 Calvina Kleina, Endless Euphoria:




Z zaskoczeniem, bo pamietam taka, w sumie niedawna, reklame perfum Issey Miyake, Pleats Please:



Juz nie chodzi tylko o rodzaj materialu, z jakiego wykonano sukienki modelek, ale tez o to, jak stoja, jak maja wyciagniete do gory rece, jak zwrocone glowy, jak tlem dla ich twarzy jest wachlarz materialu... Az nie chce sie wierzyc, ze to przypadkowa zbieznosc.

Zdjecia roznia sie wlasciwie tylko wymowa. U Miyake skojarzenie jest jasne, nazwa zapachu to Pleats, czyli "Pliski" (niech mnie ktos poprawi...).  I o ile u Miyake reklama odzierciedla owa nazwe, a nawet pewna zabawe z krawiectwem (modelka spowita jest w ciekawie ukladajace sie, dynamiczne plisy), o tyle u Kleina, jak to u Kleina, material prowokacyjnie odslania nagie cialo. U Isseya tej nagosci wcale nie ma! I mimo, ze zwykle niepotrzebna nagosc w reklamach mnie irytuje, tutaj mnie jednak zdecydowanie jestem za wersja Kleina (pewnie takze dlatego, ze bardzo lubie Euphorie). U Isseya odwolanie do krawiectwa jest zbyt doslowne, i, jako odbiorca, czuje sie przytloczona plisami. Natychmiast staja mi przed oczami zapyziale zaklady krawieckie w centralnej Polsce, gdzie panie Kazie i Mariolki wznosily sie na szczyty niezrozumienia klienta, produkujac kolejna spodniczke ze szczypaneczkami w pasie. Za to Klein... Klein jest taki, jak reklama perfum powinna byc: zmyslowy, niedoslowny, tajemniczy.

(foty wujek google)

wtorek, 8 kwietnia 2014

Chanel, Les 4 ombres Tisse Rivoli

Sama nie wiem, co mozna by tu napisac. Tak wygladaja nowe czworki Chanel, kolor 226 Tisse Rivoli. Do mojego aktualnego, tragicznego burgnundu na wlosach pasuja jak znalazl.


Opakowanie jak opakowanie, woreczek jak woreczek, nie ma sie nad czym rozpisywac - lubie te detale, ale wiem, ze sa one dodawane tylko po to, zeby czlowiek mial poczucie usprawiedliwienia dla wydania prawie trzech stow na obiekt tak niezbedny zyciowo, jak cienie do oczu (ktore  i tak sie nie zmieszcza w szufladzie z makijazem).

 
  
Kolory przygaszone, intensywnosc dobra, ale dzienna - nie sa to cienie dajace plaska plame intensywnego koloru (dziekiborze). Dla mnie makijaz to cos, co sie robi rano, a o czego sukcesie stanowi niewsadzenie sobie palca (ewentualnie pedzla, jak uda mi sie wstac tych 5 minut wczesniej) do oka.

Gdybym byla fanka makijazy z gatunku "pomaluje sie, zeby zrobic fotke na bloga", tudziez gwiazda estrady czy innych Red Light District (chociaz u mnie w Miasteczku inaczej sie ta dzielnica chyba nazywa)* pewnie bylabym rozczarowana. Jako pracujaca mama w wiecznym niedoczasie, jestem zachwycona. 

 

Skad wiec brak entuzjazmu? Mam od jakiegos czasu pewne przemyslenia natury moralno-zakupowej. Z coraz wieksza apatia patrze na sklepy, blogi i reklamy, wszystko to, co ma mnie przekonac, ze bez kolejnych cieni (pomadek, lakierow, torebek, butow) jestem niepelnowartosciowym czlowiekiem, ze nie moge byc szczesliwa, nie majac arsenalu na wpol przeterminowanych kosmetykow. Ta paletka cieni zostala kupiona z kuponami z Douglasa, fakt. Ale jednak zastanawiam sie caly czas, czy byla mi ona na pewno potrzebna?



* codziennie w drodze do pracy przejezdzam kolo pan prostytutek, stad tez pewne trendy makijazowo - odziezowe kojarza mi sie dosc jednoznacznie (buty na koturnach, na ten przyklad).  

piątek, 4 kwietnia 2014

The Body Shop, Jolly Lip Balm

Dostalam to cudo w TBS w ramach prezentu, w tych odleglych czasach, kiedy jeszcze robilam tam czesto zakupy. Podeszlam do tematu bez entuzjazmu: sorry, pakowanie brudnego palucha do srodka kosmetyku naprawde nie jest szczytem pomadkowego wyrafinowania.



Balsam trafil na moje pracowe biurko. Uzywalam go tylko po umyciu rak, mial wiec dluga kariere. I okazalo sie, ze to jedno z najlepszych mazidel do ust, jakie mialam. Stosowalam go stricte pielegnacyjnie, i tu sprawdzal sie wysmienicie. Do tego nadawal ladny polysk i kolor (choc zasadniczo rozjasnial, ale robil to z klasa, nic z gatunku podklad-na-ustach). Pachnial odczuwalnie, ale nienachalnie, do tego byl super wydajny.



Sklad zaskakujaco prawie-naturalny (przypominam, to TBS):  olejek rycynowy (to jemu, zdaje sie, zawdzieczamy piekny polysk), woski, lanolina, olejek pomaranczowy (z nasion; nie wiem, jak sie toto tlumaczy). 
Polyglyceryl, ktory nieco mnie zaalarmowal, okazal sie byc pochodna gliceryny, i przynanajmniej wg TEJ strony, czyms, czego w domowych, naturalnych samorobkach nie trzeba sie bac, a wrecz przeciwnie. 

czwartek, 3 kwietnia 2014

Catrice, Long Lasting kredka do oczu

Kolejnamoja kredka ze stajni Catrice/Essence ktora padla w ciagu kilku miesiecy. Siegnelam po nia kilka dni temu, rano (deszcz, deszcz i wiecej deszczu), i okazalo sie, ze nie da sie z niej wycisnac nawet grama koloru. Kompletnie, do zera, zaschnieta. 


Szkoda, bo miala swietny kolor (nie udalo mi sie nawet zrobic pozegnalnego swatcha), oraz nieczesto spotykany gadzet, temperowke w obsadce: 

 

Nie wiem, czy to znak, ze nie umiem dbac o kredki w plastikowej oprawie, czy tez po prostu mam za duzo kosmetykow, i najnormalniej w swiecie nie daje rady ich zuzyc zanim stana sie bezuzyteczne. Sklamalabym, gdybym stwiedzila, ze mnie to nie ruszylo i nie dalo do myslenia.
 

środa, 2 kwietnia 2014

Essence, Love Letters

Zakupione za szalone 1€/szt. Jakosc zaskakujaco dobra, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Kredka zachwycila mnie na tyle, ze na pewno poszukam nastepnej sztuki. Pisaki do ust sa miekkie i nawilzajace. Baaardzo trafiony zakup.