Nie trzeba mnie bylo dwa razy namawiac, w koncu nakladanie na leb kosmetykow za okragla stowke to nie takie byle co (a nawet wiecej, u mnie sama maska kosztuje 15 euro). Szampon umyl przyzwoicie, maska byla latwa w aplikacji. Tyle zachwytow. Nastepnego dnia kolezanka zapytala, dlaczego mam na glowie afro, potwierdzajac to, co widzialam sama: wlosy byly BARDZO spuszone, zupelnie utracily skret, byly miekkie i fruwajace, a do tego kazdy w inna strone. Dawno nie mialam tak kompletnego Bad Hair Day.
Orofluido ma piekne opakowania i swietna szate graficzna, i naprawde, przy sprzyjajacych wiatrach (gotowka! promocja!) moglabym sie na nie skusic, i pozostaje mi dziekowac mojej dobrej gwiezdzie, ze mialam je okazje przetestowac przed wyskoczeniem z gotowki. Zdecydowanie nie jest to kosmetyk do lekkich, cienkich, falowanych, wysokoporowatych wlosow. Co ciekawe, na mojej przyjaciolce - wlosy bardzo grube i geste, niskoporowate, same z siebie blyszczace i wrecz promienujace zdrowiem, zestaw sprawdza sie bardzo dobrze.
(foto strona producenta)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz