wtorek, 30 kwietnia 2013

Reklamy perfum II

Moja "ulubiona" [ironia] kategoria reklam sa reklamy stylizowane na "sesje z Marilyn". Nie za bardzo rozumiem, jak spece w agencji tlumacza swoim szefom oryginalnosc projektu, bo srednio raz na sezon wyplywa taka perelka. Byc moze jednak nie o oryginalnosc tu chodzi. Fakt faktem, ze "marilynowe" reklamy sa dosc mocno widoczne na tle calego tego rozneglizowanej sado-maso reklamowej papki.

Marilyn moze sie wiec pojawiac w sposob bardzo doslowny:


I o ile pierwsze zdjecie jest dobrym nawiazaniem do legendy, drugie ciekawe (choc makijaz oczu przeraza, szczegolnie w wydruku A4), to trzecie, coz, jest po prostu nieudane - spojrzcie na twarz "Marilyn", te dziwne proporcje, ta mina...

Choc sa tez sesje, przy ktorych Tommy Hilfiger jawi sie jako szczyt wysublimowania: tak, mam na mysli boska Christine i jej mega-kiczowaty wizerunek:




szczegolnie widoczny, gdy porownany z boska Scarlett:


ktora tutaj jest slodka, seksowna i dziewczeca - prawdziwie wybuchowa mieszanka, z tym nieuchwytnym czarem lat 50tych. Moim zdaniem ta reklama najlepiej oddaje ducha MM, tej frywolnej, wesolej, uwodzicielskiej mega-kobiecosci ze szczypta flagowej przyprawy MM, owego czarujacego "daddy's little girl".

Zaskakujace, jak dwa zdjecia tak badzo podobne do siebie, oparte o ten sam wzor, moga sie od siebie roznic!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz